Te ataki są oznaką tego, że niektóre siły opozycyjne coraz częściej sięgają po przemoc – komentuje agencja AP.
Do pięciu eksplozji doszło w dzielnicach mieszkalnych Manamy. Policja określiła wybuchy jako “akty terroru”, dodając, że bomby były domowej roboty. “Aktami terroru” władze nazywają zazwyczaj ataki przeprowadzane przez działaczy opozycji.
Policja zaapelowała do mieszkańców, by nie dotykali podejrzanych przedmiotów.
Wszystkie ofiary śmiertelne poniedziałkowych eksplozji to sprzątacze z Azji Południowej. Jeden z mężczyzn doprowadził do wybuchu, gdyż kopnął ładunek, który był umieszczony na ulicy w dzielnicy Gudaibija. Druga ofiara zmarła na skutek ran odniesionych w eksplozji przed kinem.
Nie wiadomo, z jakich krajów pochodzili zabici. Jednak Bahrajn zamieszkują liczne społeczności Hindusów, Pakistańczyków i Banglijczyków, zatrudnionych głównie w budownictwie i sektorze usług. Ze spisu ludności z 2010 roku wynika, że w 1,2-milionowym Bahrajnie mieszkało wówczas ponad 660 tys. cudzoziemców, z których większość określała się jako pochodzący z Azji.
Poniedziałkowy atak potępiło główne ugrupowanie szyickiej opozycji, al-Wifak. W komunikacie zapewniło, że “odrzuca przemoc”.
Polityk al-Wifak Matar Matar wątpi, że działacze opozycji mogą stać za poniedziałkowymi atakami. Przypomniał, że czołowi szyiccy duchowni apelowali do wiernych, by unikali eskalacji konfliktu. Zasugerował, że sprawcami mogły być policja lub wojsko.
“To dziwny incydent. Dlaczego ktoś atakowałby pracowników?” – zastanawiał się. “Obawiam się, że policja i wojsko tracą kontrolę nad oddziałami” – powiedział Matar. Jego zdaniem mogło chodzić o przygotowania do ogłoszenia stanu wojennego.
Do wybuchów doszło kilka dni po wprowadzeniu zakazu marszów i zgromadzeń. Władze tłumaczyły, że w ten sposób dążą do zapewnienia bezpieczeństwa publicznego. Mimo zakazu starcia nie ustały. W niedzielę tłum obrzucił koktajlami Mołotowa trzy posterunki policji.