Sportowe wydarzenie o tak wielkim zasięgu jak Formuła 1 jest idealną tubą propagandową dla każdego, kto chce się przebić ze swoim przesłaniem do globalnej świadomości
Dziesięć lat temu większość kibiców Formuły 1 nie miała żadnych skojarzeń na temat Bahrajnu. Od sezonu 2004 utwierdzali się w przekonaniu, że w bogatym, pustynnym królestwie wyścigi nie mają zbyt wielu fanów. Przed dwoma laty, w dużej mierze dzięki odwołaniu wyścigu, krwawy konflikt pomiędzy opozycją i rządzącymi sunnitami zyskał prawdziwie światowy rozgłos.
Bahrajn, który od 2002 roku jest monarchią konstytucyjną, w świecie arabskim jest prawdziwie postępowym krajem. Co prawda życiem w królestwie rządzi szariat – islamskie prawo religijne, m.in. nakazujące kobietom okrywanie większości ciała – ale na tle Arabii Saudyjskiej czy Iranu wyspiarskie państewko jest niezwykle liberalne. Wprowadzona dziesięć lat temu konstytucja przyznała kobietom bierne i czynne prawa wyborcze, a w stolicy funkcjonuje nawet sklep z alkoholem, oczywiście nieobsługujący muzułmanów.
Nad wyspą pośrodku Zatoki Perskiej nie od dziś ściera się świat zachodni z arabskimi fundamentalistami. Jeszcze w połowie XX wieku Bahrajn był kontrolowany przez Brytyjczyków, lecz mimo tego prawa do wyspy rościł Iran, uznając ją w 1957 roku za jedną ze swoich prowincji. Długoletni spór został rozstrzygnięty przez ONZ, która zgodnie z wolą większości mieszkańców uznała Bahrajn za niepodległe państwo. Wielka Brytania i Iran wycofały swoje roszczenia i od sierpnia 1971 roku wyspiarskie państwo cieszy się pełną autonomią. Nie oznacza to jednak, że Iran się poddał. Rządzącym tam szyitom nie w smak są pokaźne wpływy świata zachodniego w regionie: niewątpliwe znaczenie strategiczne Bahrajnu wykorzystuje armia USA, która ma tu swoje bazy lotnicze i morskie.
Nie jest więc tajemnicą, że protesty w Bahrajnie, które czasowo wpisały się w krajobraz „arabskiej wiosny”, są inspirowane przez szyitów z Iranu, którzy próbują zdestabilizować sytuację w królestwie – dość bogatym, bo poza ropą naftową lokalni szejkowie wykorzystali też negatywne efekty libańskiej wojny domowej, przenosząc na przełomie lat 70. i 80. centrum finansowego świata arabskiego z Bejrutu do Manamy.
Chciwość Berniego Ecclestone’a, który „sprzedając” szejkom Formułę 1 dobrał się do ich petrodolarów, jest teraz na rękę opozycji w Bahrajnie, sterowanej przez Iran. Trudno o lepsze narzędzie propagandowe: w 2011 roku władze w następstwie zamieszek ze śmiertelnymi ofiarami wprowadziły stan wyjątkowy i odwołano wyścig, co nadało szyickim protestom globalny wydźwięk. Chciałoby się rzec, że w odróżnieniu od starożytnych igrzysk olimpijskich, kiedy na czas zawodów ogłaszano zawieszenie broni, obecnie na czas konfliktów zawiesza się sportową rywalizację.
Rok później, kiedy Formuła 1 wracała do pustynnego państwa, nie brakowało głosów sprzeciwu. Podkreślano, że kraj, w którym siły rządowe strzelają do demonstrantów i torturują opozycjonistów, nie powinien gościć tak wielkiego wydarzenia sportowego. Obawiano się także o bezpieczeństwo – nie do końca bezpodstawnie, bo dochodziło do pojedynczych incydentów, w których świadkami zamieszek z użyciem koktajli Mołotowa byli członkowie zespołów Formuły 1. Ostatecznie zawody rozegrano bez przeszkód, a światowa opinia publiczna zapomniała o Bahrajnie na niemal dwanaście miesięcy.
W kraju nie ma jeszcze ładu i spokoju, wciąż rządząca krajem sunnicka mniejszość nie może sobie poradzić z protestującymi. Nie brakuje gróźb pod adresem organizatorów Grand Prix Bahrajnu czy członków wyścigowej społeczności. Pozostaje mieć nadzieję, że walka będzie się toczyła tylko na torze, pomiędzy kierowcami i zespołami – a po piątkowych treningach zapowiada się ona pasjonująco.
W czołówce znów pojawili się „etatowi podejrzani”: kierowcy Red Bulla, Ferrari i Mercedesa, ale najszybszy był Kimi Raikkonen z Lotusa. Rok temu jego zespół zaliczył na spalonym słońcem torze fantastyczny wyścig: Fin i jego nieopierzony zespołowy partner Romain Grosjean stanęli na podium, ulegając tylko Sebastianowi Vettelowi. Czarne Lotusy w zeszłym roku świetnie się spisywały w gorących wyścigach, zatem Bahrajn powinien być dla nich idealnym terytorium łowieckim.