Władze w Bejrucie już od kilku dni zaostrzają środki bezpieczeństwa w związku z niepewną sytuacją w sąsiedniej Syrii. Deklaracja prezydenta Baracka Obamy w sprawie interwencji zbrojnej zwiększa jeszcze niebezpieczeństwo pogorszenie się sytuacji w Libanie
O zwiększonym niebezpieczeństwie świadczyć może choćby lista krajów, które ewakuują swoich obywateli z Libanu albo przynajmniej odradzają im podróż w ten region. Są wśród nich Wielka Brytania, Francja, Kuwejt czy Bahrajn.
Interwencja w Syrii może spowodować zachwianie się sytuacji w Libanie. Władze obawiają się serii zamachów i porwań. Władze w Bejrucie podają, że w czwartek z kraju wyjechało 14 tysięcy osób, głównie Europejczyków. Zapchane są też lotniska i rejsy z Bejrutu.
Trwająca ponad 2 lata wojna w Syrii przez cały ten czas wpływa na sąsiednie kraje. W trzech dużych zamachach w Libanie, w ostatnich tygodniach, zginęło co najmniej 70 osób. Dużo jest też doniesień o udaremnionych zamachach. Powodem takie sytuacji jest podział pomiędzy szyitami i sunnitami jaki wzbudził konflikt syryjski. – Tak długo jak konflikt w Syrii będzie trwać, tak długo Liban będzie krajem niestabilnym, nękanym falami przemocy – podkreśla w rozmowie Polskim Radiem libańska politolog Randa Slim.
W sobotę prezydent Obama oświadczył, że zdecydował o uderzeniu militarnym w cele syryjskiego reżimu w reakcji na atak chemiczny z 21 sierpnia na przedmieściu Damaszku. Podkreślił, że operacja militarna będzie ograniczona w czasie, a jej celem będzie odstraszenie reżimu syryjskiego przed dalszymi atakami chemicznymi. Jednocześnie poinformował, że będzie zabiegał o autoryzację Kongresu USA dla tej operacji.